Tydzień temu całą Polską wstrząsnęły informacje o dywersji w miejscowości Mika pod Garwolinem. Nieznani póki co sprawcy z pomocą materiałów wybuchowych uszkodzili tam fragment torów kolejowych, co widać na powyższym zdjęciu.
Powstało na ten temat kilkadziesiąt artykułów (np. 1, 2, 3, 4), a Premier Donald Tusk poświęcił temu zdarzeniu aż 4 wypowiedzi na portalu X, w tym:
O tym, co tam się stało minuta po minucie, opowiada szczegółowo choćby ten artykuł, czy ta odpowiedź na X, więc nie ma sensu się powtarzać. My skupimy się na czymś naszym zdaniem dużo ważniejszym.
Co stało się później?
Już od poniedziałku rano ruszyła kampania nieuzasadnionego uspokajania Polaków, m.in. takimi artykułami:
Czym jest nieuzasadniony spokój?
Jest to spokój oparty nie na faktach, ale na fałszywej narracji. Albo po prostu na narracji prowadzonej w ciemno, nie mając jeszcze pełnego rozpoznania – z czysto politycznym założeniem, jakoby spokój był dobry sam w sobie.
Czy naprawdę czegoś takiego mogli dokonać tylko specjaliści? Naszym zdaniem, żadne przeszkolenie wojskowe nie było do tego niezbędne. Poniżej zaś wykażemy, jakie umiejętności i narzędzia powinny w zupełności wystarczyć, aby zrealizować coś podobnego.
Intencją autora ani wydawcy treści prezentowanych w tym artykule nie jest namawianie bądź zachęcanie do łamania prawa. Jeśli popełniłeś lub masz zamiar popełnić przestępstwo, bądź masz wątpliwości, czy Twoje działania nie będą łamać prawa, powinieneś skonsultować się z najbliższą jednostką Policji lub Prokuratury, a jeśli są one związane z pieniędzmi, dla pewności również z Urzędem Skarbowym.
Nie zezwala się na użycie treści prezentowanych w tym artykule do celów popełniania przestępstw lub przestępstw skarbowych.
Przeszkolenie wojskowe? Naprawdę?
Przedstawmy autora tego artykułu. Nazywam się Tomasz Klim i jestem redaktorem naczelnym Magazynu Payload oraz subtytułu Wojna Domowa, który w tej chwili czytasz.
Mój jedyny związek z wojskiem to 3 komisje jeszcze w czasach obowiązywania powszechnego poboru, aby dostać w końcu upragnioną kategorię „D”. Nigdy nie składałem przysięgi i nigdy nie przechodziłem żadnego szkolenia wojskowego, ani nawet zbliżonego.
Jako dziecko interesowałem się za to elektroniką i chemią – jednak na poziomie dużo głębszym niż „normalne” dziecko:
- w szkole podstawowej uczestniczyłem w kółku chemicznym i brałem udział w olimpiadzie chemicznej
- poza wykształceniem IT, jestem też Technikiem Chemikiem (po świetnym swego czasu Technikum Chemicznym w Gorzowie Wlkp.)
- byłem fascynatem pirotechniki – raczej bardzo głośnych wybuchów i rozsadzania różnych rzeczy, niż efektów wizualnych
- już jako niedoszły 14-latek miałem kilka „osiągnięć”, które dzisiaj by zapewne określono jako zamachy – a robionych po prostu dla zabawy
- konstruowałem też proste układy elektroniczne, głównie różnego rodzaju „pluskwy”, czyli miniaturowe podsłuchy-nadajniki radiowe UKF o niewielkim zasięgu
Czy było mi do tego potrzebne jakiekolwiek specjalistyczne wsparcie? Absolutnie nie, chyba że uznamy za takowe dwie przychylne nauczycielki Chemii.
Co było realnie potrzebne i wystarczające:
- przede wszystkim Zespół Aspergera – to dzięki niemu nie zmarnowałem młodości na bycie „średniakiem”, tyle że mającym relacje z rówieśnikami, tylko już w wieku 10-11 lat zacząłem mieć bardzo specyficzne zainteresowania
- samozaparcie i odwaga, aby nie poddać się po pierwszym wypadku (2 razy prawie nie urwało mi dłoni, a poparzone dłonie miałem przynajmniej kilkanaście razy)
- wspomniane już „kółko chemiczne” w szkole podstawowej i wolny dostęp do odczynników na zapleczu
- książki chemiczne polecone przez nauczycielki, które nie próbowały hamować moich specyficznych zainteresowań – nadal jednak zwykłe książki z biblioteki szkolnej
- własne odczynniki chemiczne z sieci sklepów Cezas (o tym niżej)
- czasopisma elektroniczne – głównie Elektronika Praktyczna i Praktyczny Elektronik
- części elektroniczne ze sklepów lokalnych i wysyłkowego AVT
A więc były to wszystko standardowe rzeczy, do jakich mógł mieć dostęp każdy chętny (w tym relatywnie biedny) nastolatek.
Zaraz, czyli nastolatek może tak po prostu kupić odczynniki chemiczne?
Tak, bez problemu. Za „moich czasów” kupowało się je w lokalnym sklepie sieci Cezas – dzisiaj też jest wiele sklepów lokalnych:
- https://cezas.krakow.pl/kategoria-produktu/chemia/odczynniki-chemiczne/
- https://cezaskielce.pl/72-odczynniki-chemiczne
- https://cezas.com.pl/odczynniki-substancje-chemiczne-zestaw-dla-szkoly-podstawowej-che998-p-4300.html
- https://cezasrzeszow.pl/pomoce-szkolne/chemia/odczynki-chemiczne/
- https://cezas.pl/index.php?id_category=90&controller=category
- https://www.zaopatrzenieszkol.pl/k332,klasopracownie-pracownie-chemiczne-i-fizyczne-odczynniki.html

W każdym z tych sklepów można kupić kwasy, wodorotlenki, azotany i inne „ciekawe” rzeczy, tyle że:
- w bardzo rozcieńczonej formie
- w niewielkich ilościach, zdecydowanie zbyt małych do zniszczenia szyny kolejowej, ale pozwalających na drobne eksperymenty i samodzielne nauczenie się różnych rzeczy (bez pomocy nauczycieli)
- zgodne z różnymi przepisami bezpieczeństwa (ADR, CLP i wiele innych)

Natomiast jeśli czegoś potrzebnego nie znajdziemy w tego typu sklepach dla szkół, wówczas istnieją jeszcze firmy specjalistyczne typu Pol-Aura, CHEM3, MERA i inne, w których znajdziemy prawdopodobnie wszystko, co tylko może przydać się domorosłemu chemikowi, piromanowi czy dywersantowi, w wystarczających ilościach i stężeniach – tyle że w odpowiednio wyższej cenie, oraz w niektórych wypadkach do zakupu mogą być wymagane dokumenty.
A co ze zdalnym odpaleniem ładunku?
30 lat temu odpalało się je klasycznym lontem pirotechnicznym (czyli ogniowym) – dzisiaj można takie lonty kupić w różnych wariantach w cenie poniżej 2 złotych za metr. Ale to rozwiązanie dla biednych nastolatków, albo dla fanów fajerwerków w wersji retro.
Znacznie praktyczniejszym rozwiązaniem są dzisiaj zapalniki elektroniczne – komplet taki jak na poniższym zdjęciu można dzisiaj kupić za ok. 100-130 złotych, a sam właściwy przewód podłączany do ładunku za 3-4 złote za sztukę:
Dokładnie takiego sprzętu użyto w maju 2024 do podpalenia centrum handlowego przy ul. Marywilskiej i naprawdę nie jest potrzebne nic bardziej zaawansowanego:

A gdyby zabronić ich sprzedaży?
Pewnie niejednemu czytelnikowi przemknęło właśnie przez głowę takie pytanie. Nie jest to jednak wykonalne rozwiązanie z dwóch powodów. Po pierwsze, osoby zainteresowane użyciem takiego sprzętu mogą zrobić sobie jego zapasy, albo po prostu kupić go w innym kraju.
Po drugie jednak, elektronika umożliwiająca zdalne zamknięcie jakiegoś obwodu i detonację ładunku, jest niesamowicie prosta w realizacji metodami domowymi, w oparciu o dowolne części wyciągnięte z przypadkowego urządzenia elektronicznego.
Aby nie podpowiadać w pełni gotowej konstrukcji, poniżej spójrz na te schematy. Są to 3 różne konstrukcje prostego nadajnika radiowego, działającego w analogowym paśmie radiowym UKF, oparte na zupełnie różnych modelach tranzystorów – a więc możliwe do zbudowania niezależnie od tego, co akurat udało się wymontować z jakiegoś przypadkowego sprzętu, który mieliśmy pod ręką:


Dowolną z takich konstrukcji można następnie połączyć ze standardowym radiem tranzystorowym na baterie, jakie można kupić w dowolnym sklepie za 30-50 złotych. A to radio z kolei z docelowym ładunkiem.
I to wszystko wystarczy?
Aby doprowadzić do zniszczenia szyny kolejowej w konkretnie taki sposób, jak zrobiono to w miejscowości Mika, nie. Tu będą potrzebne albo ładunki zapalające, dostępne właściwie tylko w wojsku (również np. rosyjskim), albo dość długotrwały i ryzykowny sposób montażu klasycznych ładunków.
Natomiast aby spowodować skuteczny zamach, zniszczyć szyny w nieco inny sposób (z eksplozją bardziej „brudną” i widoczną z pewnej odległości) i spowodować katastrofę z ofiarami – owszem, to wystarczy. Potrzeba po prostu:
- 1-2 osób z wiedzą podobną do mojej
- pieniędzy na odczynniki i inny sprzęt (w dobie kryptowalut zupełnie nie jest to problemem zakładając, że mamy je skąd przelać i nie przejmujemy się tym, że np. 4 miesiące później ktoś wyśledzi nasze powiązania z Rosją)
- dokumentów legalizacyjnych do zakupu wybranych odczynników
Ilu Polaków może mieć taką wiedzę?
Spróbujmy to oszacować. Przede wszystkim ilu Polaków będących dzisiaj w wieku wystarczającym do takich działań miało w szkole podstawowej lub średniej Chemię. ChatGPT szacuje ich łączną liczbę na 11-12 milionów, włączając kobiety. Od tej liczby zacznijmy.
Liczebność osób z Zespołem Aspergera, lub wg dzisiejszej nomenklatury, w spektrum autyzmu, to od 0.3% do 6%, w zależności od tego, co dokładnie jest liczone:
- jakie typy i natężenie objawów
- a może tylko osoby z konkretnymi orzeczeniami
Jednak ogólnie na świecie, występowanie Zespołu Aspergera lub podobnych wariantów w ramach spektrum autyzmu, szacuje się na 3-4% populacji.
Policzmy więc wstępnie, ilu to daje potencjalnych kandydatów: 11-12 milionów * 3-4% = od 330 do do 480 tysięcy osób. Odrzućmy z tego jeszcze 52% kobiet – zostaje od 158 do 230 tysięcy mężczyzn w odpowiednim wieku, mających Zespół Aspergera i Chemię w szkole podstawowej.
Oczywiście nie każda osoba z Zespołem Aspergera interesuje się w młodości akurat fajerwerkami. Nie ma niestety żadnych publicznych statystyk łączących jedno z drugim, ale dostępne są inne:
- Warsaw Enterprise Institute oszacował w 2022, że polski rynek fajerwerków to ok. 700 milionów złotych rocznie, a wg raportu KPMG z 2025, jest to już 769 milionów złotych
- w tym, nadal w 2022, 95% tej kwoty to rynek konsumencki
- w 2020 przeciętny Polak wydawał na fajerwerki 131 zł
- w 2023 przynajmniej 1 artykuł pirotechniczny kupiło 6 850 000 konsumentów (na 28-30 milionów osób, które w ogóle mogły być ujęte w statystykach) – czyli od 22.8% do 24.6% populacji
Jeśli więc założymy, że wśród osób z Zespołem Aspergera, fascynacja akurat fajerwerkami występuje na podobnym poziomie i pomnożymy jedno przez drugie, to dostaniemy finalnie od 36 do 56 tysięcy osób. Nadal to bardzo uproszczona kalkulacja ale mniej więcej tylu Polaków jest przynajmniej teoretycznie zdolnych do realizacji takiej akcji.
Na ile te wyliczenia są wiarygodne?
Jak widać, są to obliczenia bardzo uproszczone i nie biorące pod uwagę dziesiątek różnych czynników, mniej lub bardziej indywidualnych. Czysto intuicyjnie, moim zdaniem należy te liczby podzielić przez 2, albo nawet 3.
Nadal jednak daje nam to zakres od 12 do 56 tysięcy osób. Czyli na pewno dużo więcej, niż mamy „specjalistów z przeszkoleniem wojskowym”.
Widać więc ewidentnie, że wypowiedzi takie jak ta płk Grzegorza Małeckiego, byłego szefa Agencji Wywiadu, są wypowiedziami na wyrost, aby uspokoić Polaków i za wszelką cenę uniknąć ewentualnej paniki – niezależnie od tego, czy i jakie są realne podstawy do strachu.
A już na pewno wypowiedzi te są zupełnie na wyrost wobec drobnych aktów prowokacji, takich jak podłożenie na torach pod Ostrowem Wielkopolskim 2 ślepych nabojów:

Podsumowanie
Naprawdę szczelny system bezpieczeństwa nigdy nie powinien polegać na tym, że jakieś narzędzia są rzadkie i trudno dostępne. Albo że ogół społeczeństwa nie ma dostępu do jakiejś wiedzy.
W IT takie podejście nazywa się „security by obscurity” i z reguły powoduje, że wcześniej czy później coś kończy się źle. Czasami wręcz spektakularnie źle.
Szczelny system bezpieczeństwa powinien polegać przede wszystkim na tym, że ani Polacy, ani Ukraińcy będący u nas gośćmi, przede wszystkim zaczną w końcu dobrze się czuć w Polsce i nie będą chcieli jej podpalać, wysadzać w powietrze, ani sabotować w żaden inny sposób.
Pytanie tylko, kiedy politycy dojrzeją do wprowadzenia w kraju odpowiednich zmian?





Dodaj komentarz